wtorek, 28 kwietnia 2015

Czeko spisek


Sobota, godziny poranne. Zamiast jak każdy normalny, Prawdziwy Samiec, zalegać w wyrze cierpiąc na kaca, boruję nosem w sklepowych półkach. Bo ciasta mi się zachciało.
Ciasta. Mało powiedziane. Zwykłe ciasto to mógłbym kupić sobie w piekarni. Bo ja wiem, struclę, sernik jakiś, czy inny tort, ale nie, to by było zbyt łatwe. Zamiast tego, wymyśliłem sobie brownie.

Można powiedzieć, że w dupsku mi się poprzewracało. Można też zaryzykować stwierdzenie, że to jakaś dziwna forma kryzysu wieku średniego, ale prawda jest taka, że miałem ochotę na brownie, bo tak!

Więc boruję po sklepowym regale. Boruję i coś mi nie gra. Bo chcę kupić czekoladę. Niby to jasne i proste. 200 gramów dobrej czekolady deserowej. Jak w pysk strzelił - wychodzi mi, że to będą dwie tabliczki. Biorę więc do ręki tabliczkę, sprawdzam - jest 100 gram. Zawartość kakao: 45 % Trochę mało. Do tego ta tablica Mendelejewa w składzie. W zasadzie obawiam się, że jeśli zacznę rozpuszczać taką tabliczkę w łaźni, to nie dość, że zmutuje, to jeszcze mi nawrzuca wulgarnie i talerze w kuchni potłucze.
Tym oto sposobem rezygnuję z 45%.

Sięgam po tabliczkę z 60%. Lepszej w tym sklepie nie ma, a to oznacza, że wybrałem najlepszą ;) Zerkam - Mendelejew w składzie nieobecny, gwiazdek i przypisów brak, kupuję dwie! I już bez mała wsadzam toto do koszyka, gdy mój wzrok przykuwa jedna rzecz: waga. 90 gram. No zaraz zaraz, dałbym sobie rękę uciąć, że wcześniej tabliczka ważyła 100g, więc...


Trzymam w każdej łapie po tabliczce czekolady. 60% i 45%. Stoję i patrze na to jak kot na przepełnioną kuwetę. Ochrona pewnie ma niezły ubaw widząc na monitorach kolesia medytującego od godziny nad słodyczami. A ja naprawdę mam niezłą rozkminę. Bo wychodzi na to, że jak człowiek chce się tanio nażreć, to wciągnie sobie taką tabliczkę 45% i jest zadowolony, ale jak chce coś dobrego do pieczenia, czego niezbędna ilość pewnie jest krotnością 50 lub 100 gram, musi już kupić więcej, niż do szczęścia potrzeba.
Żebym jeszcze lubił gorzką czekoladę, to by problemu nie było, a tak kupię trzecią tabliczkę dla 20 gram, więc zmarnuje mi się 70, przez co pójdę do piekła za marnotrawienie żarcia i będę po kres dni musiał mieszać pędzlem w kotle pełnym niewykorzystanej czekolady.
Do bani!

I wściekam się. Bo to jawne urabianie klienta, wciskanie mu zbędnej nadwyżki i pies to trącał, że chodzi o głupią czekoladę! Nie dam się ciąć w zadek przez producentów wielkich brązowych... nieważne, głupio zabrzmiało.
Nie i już!

Wychodzę ze sklepu z m.in. dwiema tabliczkami czekolady w torbie.
No i koniec końców wyszło na to, że ciasto mi się zdupiło.
To na pewno przez czekoladę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz